listopada 19, 2011

Owoce leśne, czyli zestaw energetyzujący

 Pierwsze spotkanie z włóczką Magic Fine, to szalik dla Maleństwa, jeszcze nie sfotografowany. Zakochałam się w tych cienowankach, więc dla siebie zestaw energetyzujący stworzyłam. Mitenki skończyłam przed chwilą, a berety i broszki były po dwie sztuki.

Jeden komplet beretowo-broszkowy dostała G. Na swoje trzydzieste urodziny. Wręczaniu tego prezentu towarzyszył taki dialog:

Ja - Coś dla ciała i coś dla ducha. Broszka dla ciała, a dla ducha, na trzydzieste urodziny...beret z odrobiną moheru.
Mąż G.  -  A dlaczego on nie ma antenki?
G. - Przecież to Wi-Fi!

Sami widzicie Drodzy Państwo. Idziemy z duchem czasu!

listopada 14, 2011

12/12 otulaczocieplacz






Za ostatnie pieniądze w Antwerpskim Starbucks'ie kupiłam sobie kubek, który towarzyszył mi całe wakacje. W sezonie jesień/zima 2011 zyskał nowe wdzianko. Teraz kawa mi na pewno nie wystygnie!

listopada 07, 2011

listopada 04, 2011

Lala

W palącym jesiennym słońcu - Lala Daisy. Ma około 35 centymetrów wzrostu i zdobywa serca przedszkolaków prowadząc wraz ze mną lekcje angielskiego.



 Lala powstała w zeszły weekend wg opisu z blogu Stokrotki. Tutaj opis lalki.

Długo nie będzie samotna ;)

października 23, 2011

12/12 swetrui na telefon

Na fali nadrabiania zaległości witam w sierpniu!
Sierpniowym projektem miało być "coś ze swetra".  Sweter został z premedytacją spilśniony, pocięty na jakieś kawałki i wykorzystany nie pamiętam do czego. Natknęłam się niedawno w pudle ze skrawkami na fragment z metką, zostawiony dla żartu. Przydał się bez wątpienia. Mam markowy pokrowczyk na telefon :D
Te dziwne supełki na wierzchu, to efekt moich prób haftu...
To, co? Może ja poszydełkuję jednak!

października 20, 2011

12/12 Broszka


Jest lipiec, prawda? Bo jeśli by nie był lipiec, to by znaczyło, że się poważnie spóźniłam z wykonaniem zadania lipcowego w projekcie 12/12.

No dobra, przyznaję się. Nie jest lipiec, jest październik, ale jest i broszka. Rozgrzeszam się i zabieram za kolejne zadania z projektu.

października 16, 2011

Styropian

Spokojnie, nie zebrało mi się na remonty zimową jesienią, nic nie buduję, ani nie ocieplam. Chociaż, po tym cieście remont talii wskazany, ale co tam. Pieczemy!
Ciasto z Gazetowej Galerii Potraw, przepis podany przez Wronkę8

Ciasto:

3 szkl. mąki

1/2 szkl. cukru pudru
(zwykły dałam, puder wyszedł)
5 żółtek
2 łyżeczki proszku do pieczenia
25 dag. masła lub margaryny

Z podanych składników zagnieść ciasto i podzielić na 2 części. 1 część wyłożyć

na spód blaszki i posmarować powidłami śliwkowym lub konfiturą. Drugą
włożyć do lodówki lub zamrażarki.

Środek:


1 litr śmietany 18 % 
- u mnie 3 duże (400g) kubeczki
20 dag wiórków kokosowych
5 białek
1 szkl. cukru
1 budyń śmietankowy duży
(ja dałam 2 zwykłe waniliowe, bo mi się coś pomyliło, pewnie ze śmietankowymi lepszy)
1 łyżka mąki ziemniaczanej
(nie chciało mi się iść do sklepu, dałam łyżkę kaszy manny)
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

Białka ubić z cukrem, dodać śmietanę i pozostałe składniki. Wymieszać. Wyłożyć

to na ciasto posmarowane powidłami. Na wierzch zetrzeć drugą część ciasta.
Piec ok. 50 min. W temperaturze 180 °C.
Studzić ciasto ok. 3 godzin.
(z tym było najtrudniej :))

 Oto styropian w promieniach wschodzącego słońca. Nie wymaga wiele pracy, a smaczny jest. Sernikowaty ale lżejszy. Na drugi dzień nawet lepszy. Polecam.

sierpnia 28, 2011

Urobek urlopowy

W tym roku zadawane po urlopie pytania: "Gdzie byliście? Wypoczęci? Jedzenie dobre? " zostały bez wątpienia przyćmione jednym zasadniczym...A POGODĘ MIELIŚCIE???

Pogodzeni z tym, że po lipcopadzie nastąpił siąpień, wyposażeni w niezbędne na urlopie czasoumilacze - ruszyliśmy jak zwykle do Bukowiny :) Książki i robótki  - nasze  niezbędne wyposażenie urlopowe - oto co mnie pochłaniało (książki z Mężem na spółkę) przez dziewięć dni sierpnia.


Na potrzeby prezentacji przygotowałam powyższą specjalną instalację urobku urlopowego:

Książki: 

Jo Nesbo: (nie umiem tego ostatniego "o" po skandynawsku przekreślić)
Czerwone gardło
Trzeci klucz
Pentagram

A. Marinina:
Kolacja z zabójcą
Ukradziony sen

Jurgen Thorwald
Godzina detektywów

Andrzej Skworz, Andrzej Niziołek
Biblia dziennikarstwa


Szydełkowce:

Chusta - wzór nic wykwintnego , ale przyjemna w robocie i noszeniu.


Kocyk (o rozmiarach łóżeczkowo - wózkowych) z elementów, prawie antyk, pierwsze elementy zrobiłam we wrześniu 2009 Skończyłam. Teraz mogę opowiadać jaki to pracochłonny wzór ;)


Owca - upominek dla Gospodyni.



Dziergamy i czytamy wszędzie - w knajpie, w ogródku, na basenie, na łące... muszę pomyśleć nad nazwą dla takiej formy wypoczynku.

P.S. A pogodę mieliśmy :)

sierpnia 21, 2011

Klamkot

Dłuuga przerwa w szyciu, ale jeszcze coś pamiętam. Jest Klamkot dla czterolatki - podobno zyskał aprobatę.

lipca 24, 2011

Bezwstydna kura - goła i pijana :)

 Odważyłam się w końcu upiec kurczaka o którym głośno w internecie. Wyszedł pyszny, soczysty, kruchy - Maleństwo Mąż pożarł prawie pół - mimo, że podobno za kurczakiem nie przepada.

Szczegóły techniczne:
Kurczaka (1,8 kg) 2 godziny przed pieczeniem natarłam pastą z odrobiny oleju, octu winnego, szczypty cukru, papryki ostrej, majeranku, soli, czosnku, curry i  ziół prowansalskich. Nacierałam w środku, z wierzchu i pod skórą. (a błeee -  jak to Nigella robiła, to ponętniej wyglądało, ale jakoś się przemogłam).

Butelkę piwa Perła umyłam dokładnie, pozbawiając nalepek. Odlałam 3/4 kubka (na lepsze trawienie i humor). Do reszty wrzuciłam 3 ziarenka ziela angielskiego, szczyptę soli i pokruszony  liść  laurowy. Nadziawszy kurczaka, tak, żeby szyjka wystawała z...szyjki, ustawiłam go na brytfance, do której wlałam pół kubka wody i chlust piwa. Wstawiłam na ponad 1,5 godziny pieczenia w 170 stopniach z włączonym termoobiegiem. Polewałam wytwarzającym się sosem mniej więcej co pół godziny. 40 minut przed końcem wrzuciłam 3 cebule pokrojone w ćwiartki i paprykę.

Było pyszne - polecam - właściwie samo się robi, nie pryska na piekarnik - na pewno będzie powtórka.

czerwca 13, 2011

12/12 Okładnizer


Projekt 12/12 trwa a ja się lenię. Robótkowo się lenię rzec można, niestety i nawet projektowe 1 dzieło na miesiąc okazało się dla mnie za poważnym wyzwaniem, ale postaram się nadrobić. Oto przed Państwem Okładnizer - okładkoorganizer, który moim zdaniem spełnia wymagania zadania majowego (okładka) i czerwcowego (organizer). 

(S)Twór ten służy do trzymania w jednym miejscu książek, zeszytu, testów i kserówek z angielskiego, ma też dodatkowo kieszonkę na kredki (wzrokowcem jestem, używam ich jak zakreślaczy), pióro i ołówek - pakiet gotowy do zabrania na lekcje. Uszyty techniką piractwa maszynowego (krzywo, prosto -  byle ostro) z materiałów, których matką jest IKEA i kawałków koszuli mojego Męża. Nie mogę powiedzieć, żeby próby pikowania zakończyły się sukcesem (nijak nie wiem, jak wyłączyć dolny transport), ale było wesoło.


Żeby nadrobić prace projektowe, muszę wykonać jeszcze wianek, łapkę kuchenną i wariację na temat pewnej aplikacji, może było by szybciej jak bym połączyła trze rzeczy w jedną...nieee to chyba przesada ;)

maja 21, 2011

Noblesse oblige...

Maleństwo: Dobry ten ser co ostatnio kupiłem?

Kot: Bardzo dobry, wyjątkowo mi "podszedł", jak się nazywa?

Maleństwo (wnikilwie zgłębiając etykietę): ..."Jaśniepański tradycyjny dojrzewający"...

Kot: I wszystko jasne!

EDIT: Z niewiadomych przyczyn (pewnie z niedospania ;)) dałam dwa podobne wpisy na oba blogi (ten i Kot & Maleństwo) Ale co tam, niech sobie będzie :)

maja 09, 2011

PlushWagon, czyli Pluszowóz

Personalizacji Pluszowozu odsłona pierwsza:

Przednie fotele

Tylne fotele

Organizer
 Widok od przodu, przez szybę - ze Ślimakiem Tildowatym (jeździ przy tylnej szybie)

Prawie wszystko jest już gotowe, choć nie ukrywam zdjęcia robione na szybko i może nie wszystko widać w całej okazałości, ale i tak wymagało to niezłej ekwilibrystyki na pełnym parkingu.

marca 20, 2011

Utylizacja i personalizacja


Zaczęło się od tego, że zapragnęłam spersonalizować samochód którym jeżdżę. Oswoić go, udekorować, uatrakcyjnić i w ogóle z nim COŚ zrobić. Potem Izzus ogłosiła rozdawnictwo z okazji pozbywania się resztek, no bardzo proszę, chętnie przygarnę reszteczki - przerobię na broszeczki... zaraz zaraz, reszteczki głównie fioletowo, szaro-różowe (czyli moje ulubione), w domu jeszcze trochę pasujących granatów, czerni i bieli... będzie narzuta "granny square" na tylna kanapę. W dalszych planach zagospodarowania powierzchni auta rozkręciłam się tak, że dawniejszy "Żuczek" zyskał miano PLUSZOWOZU, ale nic nie zdradzę, póki nie wykonam... No dobra, deski rozdzielczej zdekupażować nie zamierzam, ale zawieszki - serduszka z lawendą niewykluczone... Będę informować na bieżąco.

A w ogóle QLKOWA Candy ogłosiła. Startuję i ja.

marca 19, 2011

Przekornie

Staram się nie narzekać na okoliczności, na które nie mam wpływu. Taka na przykład pogoda - Choć bym nie wiem jak stękała, marudziła, utyskiwała... padać/wiać/mrozić - nie przestanie (wiem, bo sprawdziłam). Teraz, kiedy jeżdżę samochodem pogoda już nie jest tak często moim przeciwnikiem. Ilość kilogramów odzieży noszonej  - zmniejszyła się znacząco, co nie ukrywam pozytywnie wpływa na nastrój, bo i polansować się można.
No właśnie, lans uprawiany wewnątrz samochodu (a cały czas mowa tu o osobowym), kiedy nie posiada się współpasażerów (pracuję na końcu świata i rzadko ktoś poza mną w tamte okolice się wybiera) kręci średnio. A na zewnątrz, przed lansem dość skutecznie powstrzymuje mnie aura... no i wracamy do punktu wyjścia.
 Narzekanie nic nie da, ale pozaklinać można. Na przykład za pomocą poniższych zdjęć:


Owca wisi w najlepszej Karcmie jaką znam, czyli Pod dębem w Bukowinie Tatrzańskiej. (pisałam o niej też 2 lata temu).


A serwetkę robiłam w czasie urlopu (również w Bukowinie, a częściowo w Karcmie też. I zapewniam Was, że było wtedy naprawdę ciepło i przyjemnie.

Patrzę sobie w monitor i staram się nie wyglądać za okno, a w weekendy w miarę możliwości też za nie nie wystawać. Czasem pomaga... mówię Wam jak wtedy ciepło było... I niedługo pewnie znów będzie!

marca 10, 2011

Poleciały w świat





Wzór na ten szaliczek widziałam w internecie ło ho hooo... dawno temu. Nawet chyba zaczęłam robić sobie czerwony, ale zaczątek przepadł bez wieści. Nadarzyła się okazja i nabrałam ochoty, żeby go wykonać w prezencie. Właściwie w dwóch prezentach. Czarnym i zielonym. Szaliczki są tez elementem rewanżu. Ich obecne Posiadaczki zaopatrzyły mnie w cudowności (i pyszności) dostępne na obcej ziemi. Czekolady (o wymyślnych smakach), masła do ciała z the Body Shop (tych akurat nie jadłam), Crocsy, Czipsiory octowe, Marmite, Gwiazdki Milky Way... Szortbredy... Nie wymienię wszystkiego bo już pożarliśmy i tylko bym płakać z tęsknoty zaczęła ;)
W każdym razie pomyślałam, żeby obu Paniom wysłać drobiazg niespodziankowy. Mam nadzieję, że szaliczki będą się dobrze nosiły i... że to nie koniec naszej współpracy ;)

lutego 28, 2011

Odporności...przybywaj

Bo oszaleję. Powiedzonko takie jest - jak nie urok, to...przemarsz wojsk (w ocenzurowanej wersji) i tak jest u mnie. Jak nie grypa, to zapalenie gardła, a potem (naprawdę mocny finał) zapalenie zatok. I właśnie kończę drugi antybiotyk. Nic mi się nie chce, prawie nic nie robię. Dni spędzone na zwolnieniu, przespałam, przeleżałam i trochę prze-czytałam (m.in. Książę Mgły, Marina, Cień wiatru i Gra Anioła - wszystko Zafona).

Kłuje mnie w uszach.

I pod oczami.

Nie lubię wiatru.

Boli mnie noga, na zmianę pogody (pewnie na gorszą).

Katar mam.

Właściwie już przechodzi, bo robi się cieplej.

Jak zrobi się cieplej uaktywni się alergia, bo zapylą topole i leszczyny i brzozy i inne...

aaaaaaaaaaaaaaaaaAAAAAAaa

Jak się zbiorę, to coś pokażę. Ale muszę się zebrać :)


No, to poZDRAWIAM! :)

P.S. Na pomoc mojej odporności nastawiłam do ukiszenia sok z warzyw według przepisu KAROLINY ze ZMYSŁÓW W KUCHNI. Nie wiem jeszcze jak smakuje, ale wygląda wspaniale!

stycznia 23, 2011

Świński tort

Zobaczyłam podobny parę lat temu na forum Galeria Potraw. Czekałam na odpowiednią okazje, by uczcić ją stosowną oprawą - tortem z prosiakami taplającymi się w czekoladowym błocie. Odgapiłam pomysł i dziewiętnastego stycznia późnym wieczorem lepiłam w tajemnicy świnioki (nasze ulubione zwierzęta)z lukru plastycznego. Bazą był upieczony dzień wcześniej Gniotek dla czekoladożerców
Z tym, że zwiększyłam ilość gorzkiej czekolady w polewie - do około jednej całej tabliczki.


20-go stycznia "tort" był gotowy. Trzydzieste urodziny Mojego Męża, to świetna okazja, by uczcić jubileusz Świńskim tortem. Sto Lat Maleństwo Kochane! :)

stycznia 19, 2011

Dwanaście na dwanaście - Wewiór

Dwanaście na dwanaście, to nowa zabawa blogowa, do której z przyjemnością dołączyłam. Banerka wkleić nie umiem, ale umiem wkleić link do blogu dokumentującego nasze poczynania :)


Zadanie jest proste. Umawiamy się na jakieś - dziełko - do wykonania w danym miesiącu. W styczniu, jest to zabawka z rękawiczki lub skarpetki. Zgłosiłam się bardzo chętnie i...

W pracy nad ztworzonkiem napotkałam poważny problem - mianowicie: nie gubię rękawiczek! Nie wiem dlaczego, ale naprawdę wszystkie mam w duetach. No i zawzięłam się,żeby było ekologicznie i ekonomicznie, zatem nie zamierzałam inwestować w nową parę. Przed dylematem stałam ze trzy dni. Potem usiadłam, pomyślałam i dokonałam wyboru... Po bliższych oględzinach okazało się, że jedna rękawiczka ma dziurki to tu, to tam... więc wybór było oczywisty. Wewiór narodził się 3 dni temu. Dodam, że zwierzęciem o szlacheckich korzeniach jest, albowiem narodził się z rękawiczki firmy Big Star. No cóż, sami oceńcie, czy On taka Big Star ;)



A ak wyglądał Wewiór w fazie prenatalnej, w tym stadium był jeszcze niczego nie spodziewającą się rękawiczką:





P.S. 1 Wewiórowi poważnie doskwierał wygląd uzębienia, dlatego koleżanka wsparła mnie gumeczkami do aparatu ortodontycznego - założyłam mu aparat i za pół roku ma być lepiej.

P.S. 2 Wewióra upodobał sobie mój Mąż. Łapie go znienacka, unosi do góry i naśladując skakanie wydaje dźwięk "iiii ii iii" (staccato), twierdząc, że tak właśnie porozumiewają się wiewiórki.

P.S. 3 Wewióra pokochałam miłością ogromną, zatem będzie pierwszym stworem jeżdżącym ze mną w Pluszowozie.

stycznia 15, 2011

Dwanaście lat temu - komunikat

Dwanaście lat temu skończyłam kurs prawa jazdy. Do egzaminu po nim nie podeszłam. Dopiero w tym roku pokonałam demona ;) Dziś o 9.20 zdałam egzamin. Za 2 tygodnie wsiadam w samochód. Dojazd do pracy zajmuje mi codziennie minimum 1,5 godziny w jedną stronę. Uzależniona jestem od autobusu jeżdżącego zwykle co godzinę. Zwykle, bo co najmniej 2 razy w miesiącu wypada z trasy, a 4 razy w tygodniu się spóźnia.
Za dwa tygodnie nie będzie mnie to już tak bardzo dotyczyło. Wsiadam w Pluszowóz i do przodu. Pluszowóz jest pełnoletnim autem mojego Męża. Jest cudownie fioletowy i czeka na personalizację - czyli szydełkowo-szyciowe uzupełnienie wystroju i wyposażenia :)

I jeszcze jedna... a może dwie sprawy.
Prawo jazdy było takim moim osobistym demonem. Wydawało mi się, że nigdy nie uda mi się go zdobyć, choć poza epizodem 12 lat temu, dalszych podejść nie miałam, ale jak coś wejdzie w głowę, to trudno się pozbyć, pewnie wiecie :))

Dzisiaj czuję się silniejsza nie tylko dlatego, że uda mi się ograniczyć marznięcie i tracenie czasu na przystankach i w tramwajach. Udało mi się! Nauczyłam się jeździć na tyle - żeby zdać egzamin. Teraz może być już tylko lepiej, prawda? ;)

Skoro o uczeniu mowa - będzie reklama: Auto Szkoła Perfekt w Łodzi. Mogę ją krótko opisać: profesjonalizm, cierpliwość i kultura. I jeszcze poczucie humoru Panów Instruktorów. Do tego jedna z tańszych.

I jeszcze mój Mąż. Trochę mi słów brakuje, żeby opisać jego rolę w tym wydarzeniu. Wsparcie, cierpliwość, pomoc, nauka... z resztą On wie :*

Miłego weekendy Wam życzę. Co najmniej tak miłego ja mój!

P.S. A! I nie za pierwszym razem. Pierwsze w pełni zasłużenie oblałam zajeżdżając drogę tym co za mną, podczas zmieniania pasa. Dziś rano wyrzuciłam ze swojego słownika jakże mylne sformułowanie: "Może się zmieszczę" i poszło :)
Rzec chciałam jeszcze, że każdy z egzaminatorów był normalny, a wręcz sprzyjający mnie jako przyszłemu kierowcy. Nie trafiłam na furiata, chama, ani podpuszczacza. Przeciwnie. Poczucie pomagania mnie przez nich miałam. ;)

stycznia 10, 2011

Wyręczacz dla mózgu

Małżonek mi doniósł. Doniósł, że nowy rok się zaczął i doniósł nowy kalendarz z sugestią - Już Ty tam go sobie przerobisz, naszyjesz misia, czy coś. Nie wiem dlaczego Samiec gdy tylko mam kryzys twórczy lub nie wiem jak coś przerobić/naprawić/zepsuć, proponuje: "Naszyj misia". Hmm... niewątpliwie Freud by coś na ten temat powiedział. Spieszę również donieść, że jak żyję, nigdzie misia nie naszywałam. Naszyłam za to ptaszka.

O tutaj:



W środku kieszonka na różne różności.



A taka smutny była okładka przed sptaszkowaniem.



Kalendarz kalendarzem, ale kiedy będzie na świecie jasno?
Bu!

stycznia 02, 2011

Noworocznie

No jak tam? Szampany wypite? Postanowienia noworoczne spisane i skrzętnie ukryte? To co? Zabieramy się do roboty? To znaczy... "do robótek" chciałam napisać :)

Tayton, która pomogła mi zdobyć wzór na czarną chustę, zaproponowała mi wymiankę - taki Secret Pal, tylko bardziej Pal niż Secret, bo wymieniałyśmy się tylko my dwie :) W Wigilię rano zadzwonił (dwa razy) do moich drzwi listonosz i wręczył mi pakę. (No i tu wyszłam na prosiaka, bo dopełzłam na pocztę z opóźnieniem i przesyłkę ode mnie Tayton dostała dopiero w Sylwestra)

A w pace:



Wykonane przez Tayton bombki obmacała (delikatnie) cała rodzina. Wszyscy zachwyceni. Ja oczywiście najbardziej chyba, bo bardzo cenię sobie takie prezenty. Coś wykonanego własnoręcznie, poświęcony czas, serce i talent dla mnie - wierzę, że mają w sobie dobra energię dla domu. Dlatego zamierzam je przechowywać pieczołowicie i pokazywać wnukom swym :)

Wełna... Cudowna! Magic się z resztą nazywa ;). Tęcza - w moich ulubionych kolorach - głaszczę ją stale i już zaczęłam coś ściubolić. Ba, mam nadzieje, że niebawem skończę. Co chwilę odkładam robótkę, rozprostowuję ją i podziwiam przenikające się kolory :) i herbatka pyszna tam była - bardzo lubię maliny, kartka z i miłe słowa... A czekoladę Małżonek uprowadził i zeżarł.

Zawartość paczki zainspirowała mnie do życzeń noworocznych dla Was.
Życzę Wam:
Miłych znajomości, przyjaźni i niespodzianek. Ciepła (nie tylko wełnianego ;)) kolorowych, tęczowych chwil, słodyczy i słodkości, zdrowia i natchnienia do tworzenia pięknych rzeczy - od serca. Do tego odrobinkę czasu i swobody! Niezwykle miło mi być tu z Wami kolejny rok. :)


Karolina.

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails