sierpnia 27, 2009

Landrynka - czyli urobek urlopowy




Witojcie! Jużem jest nazad!

Górskie gorące powietrze nie całkiem sprzyjało robótkom, ale udało się. Zaczęłam i skończyłam landrynkę (z podarowanej mi bawełny Supreme, piękny prezent, prawda? :) ).
Pozowałam w biegu, w drodze na basen, ale koniecznie chciałam mieć zdjęcie z krowami w tle, ku mojej rozpaczy gospodarze u których się zatrzymaliśmy nie mieli świnek, a ja świnki uwielbiam. Pozostało mi wiec zadowolić cię krówkami.

Ponieważ moje uwielbienie dla świnek jest można by rzec... wielowymiarowe, ze świnkami obcowałam wieczorami, jedząc na kolację karczek z grilla.

O! Właśnie - dieta. Warto o niej wspomnieć, bo była szczególna. Żywiłam się w miejscu, które ma porażająco niskie ceny i pyszne, tłuste swojskie jedzenie!

Uwaga reklama:

KARCZMA POD DĘBEM - w Bukowinie Tatrzańskiej - jedzcie (jedźcie) tylko tam :)

Na szczęście blisko były baseny, na których szalałam co 2 dni. Chyba dzięki temu nie zmieniłam rozmiarów, bo poważnie obawiałam się, czy w drodze powrotnej zmieszczę się do samochodu, czy też trzeba będzie mnie toczyć.

W każdym razie przez ponad tydzień warzywa przyjmowałam jedynie w keczupie (są tam chyba jakieś pomidory, co?), a nabiał w postaci lodów.

A! Bluzeczka landrynkowa idzie do poprawki małej, bo myślałam, że jestem szersza i muszę ją zwęzić nieco. Co uczynię z przyjemnością, w drugą stronę nie było by już tak miło.
:)

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails